niedziela, 31 grudnia 2017

Seriale DC - Flash, Supergirl


Na ekranach kin niedawno mogliśmy obejrzeć Ligę sprawiedliwości. Jeśli pozostawiła wam niedosyt, to czy można go zaspokoić produkcjami telewizyjnymi?

 

Jest sobie taka amerykańska kablowa stacja telewizyjna The CW. Swego czasu wyprodukowała ona sporo całkiem fajnych (a w niektórych kręgach nawet kultowych) seriali jak np. Supernatural czy Pamiętniki Wampirów. W tej chwili głównym zajęciem tego kanału jest produkcja i emisja seriali superbohaterskich opartych na licencjach DC Comics.



Seriali z DC mamy całkiem sporo:
1. Arrow – pierwszy (pod względem daty emisji pierwszego odcinka) serial oparty na komiksach DC przedstawia perypetie Oliviera Quina alias Zielonej Strzały. Jego postać nie ma supermocy, ale jest mistrzem w walce wręcz i posługiwaniu się łukiem. 
2. The Flash – przygody najszybszego żyjącego człowieka na Ziemi. Barry Allen po trafieniu piorunem uzyskuje supermoce, które pozwalają mu stać się superbohaterem.
3. Supergirl – Kara Denvers to kuzynka Supermana, która została wysłana na Ziemię by chronić małego Kal-Ela. Niestety w czasie drogi na niebieską planetę, Kara wpada do czarnej dziury i przybywa na Ziemię dopiero, gdy Superman jest dorosły.
4. Legends of Tomorow – zbieranina dziwnych gości podróżuje w czasie i robi dziwne rzeczy

Legend Jutra zdzierżyłem kilka odcinków, Arrow oglądam od czasu do czasu – także za dużo nie będę się o nich wypowiadał, do Flasha i Supergirl  za to zasiadam regularnie. I to jest taki trochę masochizm, ale o tym za chwilkę.


Myślę, że każdy wie kim jest Batman i Superman, a wielu z was kim Flash i Supergirl. Jednak, czy dużo osób wie, że jakaś mała stacja zza oceanu robi seriale na podstawie komiksów DC? Raczej nie, dlatego po krótce przedstawię ich założenia.

W kinach konkurują ze sobą filmy z dwóch stajni komiksowych Marvel i DC. Podobnie jest w telewizji, z tym, że DC wypada blado na tle konkurenta. Seriale Marvela dzieją się w tym samym uniwersum co filmy, czyli bohaterowie seriali mają świadomość wydarzeń, które wydarzyły się w pełnych metrażach, postacie są unikatowe (pod tym względem, że nie powtarzają się w kinie i telewizj). Seriale DC natomiast dzieją się w osobnym uniwersum – nikt w serialu nie wie o wydarzeniach z takiego Batman vs Superman czy Ligi sprawiedliwości. Bohaterowie dublują się (np. mamy serial o Flashu, który pojawia się też w filmach, lecz gra go tam inny aktor), ba często dochodzi do sytuacji, że jakaś postać znika z serialu, ponieważ są plany na jej pojawienie się w filmie. Dochodzi przez to różnych dziwnych sytuacji, np. w pierwszym sezonie Supergirl pojawiał się Superman, ale widzieliśmy tylko jego nogi albo kawałek płaszcza.

Następny minus wynika z tego, że CW jest małą stacją z ograniczonym budżetem, w porównaniu do produkcji choćby Netflixa, Foxa czy ABC. Odbija się to na każdym aspekcie seriali od słabych efektów specjalnych, scenografii, charakteryzacji czy scenariusza, w którym zwykle rozpisane jest mało akcji.



Trzeci minus to tzw. Target seriali. Są one przeznaczone dla amerykańskich nastolatków. Nie znam amerykańskich nastolatków, ale po seansach seriali dla nich przeznaczonych, stwierdzam, że stereotypy nie kłamią. Każdy z tych seriali zamiast ciężar fabuły kłaść na uczeniu się swoich mocy, braniu za nie odpowiedzialności, kondycji społeczeństwa, analizie współczesnych zagrożeń itd, kładzie go na wątkach romansowych. Arrow i Flash w pierwszym sezonie udawali, że są czymś więcej niż Jeziorem Marzeń z superbohaterami, ale następne odsłony szybko wyjawiły prawdę. We Flashu głównym wątkiem jest miłość Barrego i Iris, w Supergirl Kary i Jimmiego, później Kary i Mon-Ela, później cierpienia samotnej Kary. Ale w tych produkcjach mamy jeszcze inne mega ciekawe wątki: romanse i zawody miłosne praktycznie każdej postaci drugoplanowej, związki hetero, związki gejowskie, związki lesbijskie – do wyboru, do koloru. Niektórzy pewnie by nie zauważyli, gdyby z niektórych odcinków wyciąć te kilka scen akcji. Szczytem było poświęcenie ¾ jednego z odcinków Dziewczyny ze Stali na ukazanie przygotowań do ślubu postaci drugoplanowych, a zepchnięcie na margines naprawdę ciekawego wątku.


Dlaczego więc oglądam każdy odcinek Flasha i Supergirl? Dlatego, że jest nie ma zbytniego wyboru jeśli chodzi o seriale superhero, dlatego że  kilka odcinków każdego z seriali miało naprawdę fajny poziom. W końcu te seriale mają naprawdę fajne castingi. Bez problemu da się polubić bohaterów, jednak są oni niszczeni przez niedorzeczne scenariusze.

Flash – aktor grający Barrego Allena ma świetną charyzmę i umie grać. Co z tego skoro scenarzyści robią z niego płaczliwą ciotę i obarczają wiecznym poczuciem winy za wszystko.

Supergirl – Melisa Benoist wcielająca się w Karę jest fenomenalna, nie wiem nawet czy nie lubię jej bardziej niż Gal Gadot (Wonder Woman). Jest ładna, sympatyczna, ciepła i charyzmatyczna. Do tego umie grać, a nawet śpiewać! Niestety, według scenarzystów musi być wiecznie przygnębiona i nieporadna życiowo.

Nie mogę przelać na ekran słów, które opisują mój stosunek do osób odpowiedzialnych za scenariusz i produkcję tych seriali, czytając je nawet Bogusław Linda w latach swojej świetności mógłby się poczuć się zniesmaczony. 

Każdy odcinek seriali robiony jest wg tego samego schematu. Taki Flash dostaje wezwanie do jakiegoś łamania prawa, dostaje łupnia, razem z zespołem szuka sposobu pokonania przeciwnika, w między czasie dostaje kolejnego łupnia, zespół dostaje olśnienia i dostarcza Flashowi rozwiązanie. Sprinter biega, biega wokół przeciwnika, aż w końcu go pokonuje. W następnym odcinku to samo, tylko na końcu Flash biegnie w drugą stronę. Do tego Flash cierpi na amnezję, albo na brak pamięci krótkotrwałej – co chwilę zwiększa swoją prędkość i uczy się nowych umiejętności by w następnym odcinku o nich zapomnieć. Najgorzej jest z końcami i początkami sezonów – w pierwszym odcinku obecnie emitowanego sezonu 4 Flash osiąga już taką szybkość, że nikt nie może w to uwierzyć, ma już prawie boską moc. Ale już w kolejnych odcinkach dostaje wpierdziel od jakichś cieci, gdzie z podobnymi radził sobie z dużo niższym poziomem mocy. 

Mniej więcej to samo można powiedzieć o Supergirl, z tym, że ona nie uczy się na własnych błędach. Jeśli ma podjąć jakąś decyzję, na pewno wybierze tą złą.



Jednym z nielicznych plusów tych seriali, jest to, że dzieją się we wspólnym uniwersum (ale innym niż filmy). Bez problemu Supergirl może poprosić Flasha o pomoc, a Legendy Jutra wpaść na kawę do Zielonej Strzały.

Czy warto oglądać? W większości przypadków nie warto. Ale jeśli brak ci bohaterów ze świata DC, to może seans tych seriali jest tym czego ci trzeba? Tutaj rozwinę temat, że seans Flasha i Supergirl jest doznaniem trochę masochistycznym. Podczas oglądania tych produkcji cały czas powtarzam sobie: ale oni to zepsuli, ale głupie rozwiązanie wprowadzili. Czasami rozwiązania fabularne są niezamierzenie komiczne, czasami efekty specjalne przywodzą na myśl kino lat 80. Niektóre odcinki czy sceny są za to świetne i może jednak warto trochę pocierpieć by do nich dotrwać? Bo DC mamy mało na ekranach, bo seriali superbohaterskich jest jak na lekarstwo, bo Supergirl jest jedyną heroiną oprócz Wonder Women, bo Flash momentami potrafi być zabawny, bo oba seriale mają świetne castingi, bo w przeciwieństwie do filmów DC, tutaj są ciekawi złoczyńcy, bo może to być jedyna okazja do zobaczenia ulubionych bohaterów na ekranie?

Tu już musicie sami zdecydować.

Supergirl 5/10
Flash 5/10
Legendy Jutra, Arrow – zbyt mało oglądałem, żeby ocenić, ale wysokich lotów, to to nie było.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz